Pomóżmy harcerce Kasi znów cieszyć się życiem!!!
Kochani wszyscy wiemy, że w grupie siła. Wielkokrotnie Państwo okazali życzliwość, hojność więc niech i tak będzie tym razem. Pomóżmy Kasi stanąć na nogi o własnych siłach. Kasia 17-latka z Sokółki, pomimo swojego młodego wieku stoczyła najgorszą walkę w życiu, z którą może się zmierzyć człowiek - walkę z chorobą (nowotworem tkanek miękkich). Z ringu dzięki swojej determinacji i Opatrzności Bożej wyszła zwycięsko, choć z dużym uszczerpkiem na zdrowiu. Jej kończyny odmawiają posłuszeństwa. W powrocie do zdrowia potrzebna jest operacja, którą Kasia ma zaplanową na koniec lipca, a po niej długotrwała, kosztowna rehabilitacja. W związku z powyższym pomóżmy naszej bohaterce znów cieszyć się życiem, powrócić do samodzielnego funkcjonowania i spotkać się ze swoimi przyjaciółmi harcerzami. Każda wpłacona złotówka pomoże Kasi w powrocie do zdrowia. Kasi można pomóc dokonując wpłat na konto Fundacji Podaruj Pomoc 02 1020 1332 0000 1702 0884 4567 z dopiskiem ,,Kasia Borko". W imieniu Kasi i jej rodziców oraz zarządu fundacji dziękujemy za każdą okazaną pomoc.
Oto jak Kasia opisuje to co jej się przydarzyło:
Kiedy dowiedziałam się, że najprawdopodobniej mam raka, to było dla mnie skazanie na śmierć. Więc ciągle się łudziłam, że to może jest coś innego. Niestety, nie było...
Gdy pani doktor powiedziała, że jest to nowotwór tkanek miękkich i podadzą mi chemię, przy której wypadają włosy - załamałam się. Pomyślałam sobie : „Przecież mam 15 lat, jak ja będę wyglądała łysa?!” Kiedy wypadły mi włosy, załamałam się kompletnie. Płakałam, gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze... po prostu byłam brzydka. Nie chciałam pokazywać się nikomu. Moje życie zmieniło się o 180 stopni - zamiast spotykać się z znajomymi, byłam w szpitalu, albo w domu z rodzicami, którzy chronili mnie od każdej najmniejszej bakterii.
Któregoś dnia dowiedziałam się, że na oddziale umarła moja koleżanka, z której brałam przykład, która pokazywała mi, jak podchodzić do choroby. Od tamtego momentu czekałam, kiedy i ja opuszczę ten świat. Czekałam na wyniki, jakbym siedziała na bombie. Ale moja doktor, gdy mnie odwiedziła, była zadowolona - nie wiedziałam, dlaczego. Okazało się, że guz zmniejsza się bardzo szybko. Pomyślałam sobie, że to cud, że Bóg ma jednak dla mnie inny plan niż śmierć.
Leczenie szło błyskawicznie: chemioterapia, potem operacja. Aż nagle w czasie radioterapii moja skóra się spaliła... Przechodziłam trudny okres, przez 2 miesiące leżałam w jednej pozycji. Cierpiałam nie do opisania, chwilami modliłam o śmierć. W końcu wyszłam z tego - gdy zakończyłam leczenie, byłam z siebie dumna, przecież przeszłam piekło na ziemi. Wyszłam z tego dzięki rodzicom, to oni ciągle mnie wspierali. Jestem im bardzo wdzięczna. Teraz pozostał tylko jeden problem - moje chodzenie. Chemia i moje obłożne leczenie zmieniły postawę moich nóg, więc czeka mnie długa rehabilitacja. Od czerwca tego roku zaczęłam chemioterapię podtrzymującą, która jest również silna, ale w porównaniu z tym co przeszłam - to pikuś. Wierzę, że dam radę, ponieważ w ciągu roku pokonałam nowotwór.
~Kasia